Gwatemala-Honduras 2013 (.pdf) 1 file(s) 4,8 MB
Gwatemala-Honduras 2013 (.mobi) 1 file(s) 8,1 MB
Gwatemala-Honduras 2013 (.epub) 1 file(s) 7,9 MB
|
WSTĘP
Pierwsze zdanie miało brzmieć: „Ta wyprawa pod wieloma względami jest inna od poprzednich”. Zatrzymam się na chwilę przy słowie „wyprawa”. Rzetelna komunikacja wymaga z mojej strony „definicji” tego słowa. Dlaczego nie „wyjazd” na przykład, ale „wyprawa”? To słowo ma dla mnie swoją Energię i Moc. Zawiera pewien pierwiastek “transgresji”, przełamywania barier i własnych ograniczeń. Oczywiście w dzisiejszych czasach, czasach deficytu białych plam na mapie.. wyprawa nie polega na wielomiesięcznej żegludze w poszukiwaniu nieznanego lądu, czy wielotygodniowym przedzieraniu się przez dżunglę w kolumnie złożonej z czarnoskórych tragarzy i podróżników w strojach khaki. Moja skromna wersja „wyprawy”, to taka podróż, podczas której nikt nie zadbał o to, gdzie będę dziś spał, co jadł i jak dostanę się z punktu A do punktu B oraz co tam zobaczę. Jedyne co z góry jest zaplanowane, to ramy czasowe takiej podróży – początek i koniec – za sprawą biletu lotniczego, kupionego z półrocznym wyprzedzeniem. Reszta, dzieje się poniekąd sama, acz nie ma w tym – jak sądzę – żadnego przypadku..
Ta wyprawa pod wieloma względami jest inna od poprzednich. Po pierwsze, po pięciu zorganizowanych wcześniej wspólnie z dwójką Przyjaciół wyjazdach do odległych zakątków, pierwszy raz odważyłem się zrobić coś takiego sam. Pięć lat temu nie zdobyłbym się na pewno na coś takiego. Wyprawy do Peru, USA, Indii, Meksyku, Tajlandii, Laosu, Kambodży, pozwoliły mi zbudować w sobie wewnętrzne przekonanie, że świat jest wszędzie tak samo przyjazny i czeka na mnie zawsze z otwartymi ramionami. Tym razem czekają na mnie Gwatemala i Honduras. Po drugie, pierwszy raz, „program” podróży nie został opracowany drobiazgowo od A do Z. Poprzednio, każda nasza wyprawa była precyzyjnie zaplanowana. Wszystkie miejsca, które chcemy zobaczyć, formy komunikacji pomiędzy tymi miejscami, wykonalność w danym czasie. Efektem tych działań była dokładna marszruta z dokładnością do dnia, żeby nie powiedzieć z dokładnością do godziny. Wszystko zaplanowane i potem precyzyjnie wykonane, „jak po sznurku”. Tym razem, chcę spróbować większego luzu, chociaż to ja zawsze lobbowałem za jak najdokładniejszym zaplanowaniem wszystkiego. Chcę sprawdzić, czy tak potrafię. Oczywiście, tym razem również mam swój ramowy plan. Ale celowo nie przeprowadzam żadnego „studium wykonalności”, żeby sprawdzić – biorąc pod uwagę połączenia, ich czasy trwania – czy jest to wykonalne w ciągu tych trzech tygodni, które na to mam. Będę jechał, zostawał w każdym miejscu tyle, żeby wyjeżdżając z niego, nie pozostało we mnie ani wrażenie niedosytu, ani przesytu. Jeżeli zacznie brakować po drodze na coś czasu, będę skracał i najwyżej opuszczał jakieś miejsca. I tak, nie da się zobaczyć „wszystkiego” przez trzy tygodnie. Jedyne co mnie ogranicza, to data powrotna mojego biletu. Muszę się znaleźć na lotnisku w określonym dniu i godzinie, żeby móc wrócić do kraju.. Wreszcie, po trzecie, odmienność tego wyjazdu polega na tym, że bilet lotniczy obejmuje lądowanie w jednym kraju i powrót z innego. Do tej pory tak się zawsze układało, ze ostatnie dwa dni trafialiśmy zawsze w to samo miejsce po wykonaniu dużej pętli. Dwa ostatnie dni, z reguły spędzone na poruszaniu się po własnych śladach. Tym razem ląduję w Gwatemala City, „przedzieram się” lądem do Hondurasu, nie wspomagając się krajowymi połączeniami lotniczymi i startuję w drogę powrotną ze stolicy Hondurasu, Tegucigalpy. Do ostatniego dnia chciałbym, żeby wszystko było nowe, świeże i wcześniej nie widziane.
Wreszcie przychodzi ten dzień..
Ostatnie komentarze