Indonezja 2014 (.pdf) 1 file(s) 6,5 MB
Indonezja 2014 (.mobi) 1 file(s) 10,0 MB
Indonezja 2014 (.epub) 1 file(s) 9,8 MB
|
WSTĘP
Nie słyszałem nigdy o autorze, który każdy utwór literacki rozpoczynałby od tego samego zdania. Tymczasem korci mnie, żeby ponownie zacząć tym samym stwierdzeniem, co w zeszłym roku: „Ta wyprawa pod wieloma względami jest inna od poprzednich”. Widać taka ich rola, żeby każda kolejna była innym, nowym wyzwaniem. Jako czytelnik nie przepadam za retrospekcjami w tekstach literackich – lubię prostotę i niezakłócony chronologiczny bieg narracji. Widzę jednak, że czasem takie cofnięcie się w czasie jest potrzebne autorowi dla uwypuklenia jakiegoś aspektu, który wcześniej nie został rozwinięty. Na chwilę wrócę do tego, czym kierowałem się planując poprzednią wyprawę i tę obecną. Już jakiś czas temu nabrałem przekonania, że przestało w nich chodzić jedynie o zwykłe zwiedzanie świata. „Krótka lista” światowych must-see – miejsc, o których zobaczeniu zawsze marzyłem – de facto wyczerpała się po obejrzeniu zabytków Peru, Indii, Meksyku, Gwatemali i Kambodży. Z czasem w tym podróżowaniu – stwierdzam – zaczął uwypuklać się wątek wyzwania, które można samemu sobie rzucić, a następnie mu sprostać. Kiedy w zeszłym roku planowałem poprzednią podróż, takim wyzwaniem, rzuconą rękawicą i podniesioną poprzeczką w jednym był plan samotnej podróży. Sam wybór kierunku – Gwatemala i Honduras – wynikał po części z chęci szlifowania języka hiszpańskiego, ale też po części z „kolekcjonerskich” pobudek, żeby z czasem móc powiedzieć – „przejechałem całą Amerykę Środkową” . Okazało się, że przy mojej konstrukcji psychicznej samotna podróż wcale nie była taka trudna. W praktyce wyszło na to, że do przełamania był tylko niepokój, który zaczął się sączyć jakieś dwa tygodnie przed wylotem i który rozpłynął się dwie godziny po starcie samolotu. Dalej wszystko poszło jak z płatka. Kiedy przyszło do wyboru kierunku w tym roku, po raz kolejny zorientowałem się też, że w tych wyborach ma swój udział jakaś Magia Słów. Kiedy ktoś mówi przy mnie „Australia.. Japonia.. Nowa Zelandia.. Chiny..” nie odczuwam niczego specjalnego.. (przynajmniej na ten moment), ale kiedy wypowiadałem w myślach „Indonezja.. Indonezja.. ” wodząc oczami po mapie świata, poczułem kiełkującą ciekawość. Z czego się to bierze – nie wiem, ale tak to działa w moim przypadku. Tak więc Magia Słów maczała palce w wyborze kierunku. A co z podnoszeniem poprzeczki? Początkowo chciałem ugruntować w sobie to doświadczenie samotnej podróży i wybrać się w nią sam. Stało się jednak inaczej. Ruszyliśmy w tę podróż razem z moją Dziewczyną. Kamila nigdy nie podróżowała jeszcze w ten sposób. Do tej pory zdarzało jej się zwiedzać miasta Europy, nigdy jednak nie udała się w – jak sama go nazywa – Daleki Świat.. Ja nigdy nie byłem jeszcze w Dalekim Świecie z własną dziewczyną. Taki oto stworzyliśmy duet „nowicjuszy” na potrzeby tej wyprawy. Każde z nas miało coś do sprawdzenia w tej podróży. Kamila to, że Daleki Świat jest tak samo przyjazny jak ten bliski, że tak samo czeka na każdego z otwartymi ramionami, kto tylko zechce przekroczyć jego próg.. a także że nie trzeba znać miejscowego języka, żeby zawsze koniec końców porozumieć się z tubylcami.. że zamiast walizki na kółkach można wziąć plecak.. itd., itd.. Tak naprawdę tylko ona wie, ile tych „że..” wiozła ze sobą w tę podróż. Mam nadzieję, że powstanie wkrótce blog Kamili www.przekraczam.pl i że będzie można o tym wszystkim tam przeczytać. Dla mnie.. cóż.. pół roku temu proponując wspólny wyjazd musiałbym użyć o wiele więcej słów, żeby wytłumaczyć, jaka była moja motywacja do wspólnej podróży. Przedwczoraj usłyszałem taki cytat z Jung’a, który pozwala mi skrócić to do: „człowiek jest dla siebie (…) zagadką, jeśli chce poznać siebie, potrzebuje innych”.
Każde z nas przywiozło z tej podróży swoje wrażenia, wspomnienia i swój obraz tego miejsca, które zobaczyliśmy. Jeśli chodzi o kwestie „techniczne” dotyczące tej relacji, wszędzie tam, gdzie mowa będzie o fabule, wydarzeniach, akcji – zostanie użyta liczba mnoga. Wszak to, co się zadziało podczas tej wyprawy jest naszym wspólnym dziełem i bez tej liczby mnogiej ten wyjazd miałby pewnie zupełnie inny przebieg. Być może, eksperymentalnie pojawią się w tekście nawet dialogi Wszędzie zaś tam, gdzie mowa będzie o wrażeniach i obserwacjach, zostanie użyta liczba pojedyncza. Bo jak w motto do viajero.pl „uczucie, które towarzyszy chwili (…) jest przez każdego odczuwane inaczej, jest bardzo osobiste..”.
Teraz mogę już przejść do niezakłóconego chronologicznego biegu narracji. Jest 6 września 2014. Wreszcie przechodzi ten dzień…
Ostatnie komentarze